Chyba już wszyscy na świecie próbowali posprzątać swoje domy, mieszkania zgodnie z metodą KonMari, czyli Marie Kondo, autorki „Magii sprzątania”. Jej sposoby na odgruzowanie zapełnionej rzeczami przestrzeni czasami budziły we mnie podziw, a czasami śmiech. Wiele z tych zabawnych dla mnie i nie tylko dla mnie kwestii wynikało z różnic kulturowych, bowiem dziękowanie przedmiotom za to, że dobrze nam służyły raczej nie należy do codzienności naszej części świata. W każdym razie niektóre metody KonMari rzeczywiście się sprawdzają (na przykład wzięcie każdej książki do ręki czy też skupienie się na zostawianiu rzeczy, które nas cieszą, a nie wyrzucaniu tych, których nie chcemy już mieć), ale spora część budzi we mnie sprzeciw. Chociaż „Magia sprzątania” nie wzbudziła we mnie zachwytu, to jako porządkowy świr nie mogłam się oprzeć przed przeczytaniem kolejnej książki Marie Kondo „Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce” i wiecie co, jest trochę lepiej, bardziej praktycznie, ale nadal tego nie czuję.
1. Składanie każdego ubrania w prostokąt, tak aby można je było postawić pionowo w szufladzie. Za każdym razem jak autorka o tym wspominała, moja wyobraźnia podsuwała mi góry pomiętych ubrań. No wybaczcie, lubię prasować, ale nie aż tak. No i jakie to marnotrawstwo czasu.
2. Trzymanie gąbki do mycia naczyń i płynu z dala od zlewu. Na przykład w szafce pod nim. Hmm. Może to się sprawdza… w domach, w których myje się naczynia raz, no dwa razy dziennie. Ale raczej nie w domu, w którym się gotuje, śniadania, obiady, kolacje, już nie mówiąc o rodzinach z dziećmi. Bo chyba by mnie trafiło jakbym za każdym razem musiała wyjmować tę cholerną gąbkę i płyn z szafki. Dodatkowe sekundy. To się nazywa ergonomia pracy.
3. Zdejmowanie etykiet ze środków chemii gospodarczej i zawiązywanie na nich wstążek ‘by wyglądały radośniej’. Ja rozumiem, że każdy ma swojego hopla, ale to już zaczyna mi przypominać nieskazitelne wnętrza z katalogów. Piękne, ale niestety nie tętniące życiem.
Podsumowując kto był zachwycony „Magią sprzątania”, to „Tokimeki” też mu się spodoba, bo jest to rozwinięcie filozofii z pierwszej książki. Komu się nie podobało, to raczej nie będzie zadowolony z kontynuacji. A kto nie zna poprzedniej części, to „Tokimeki” będzie mu ciężko zrozumieć. Ja w każdym razie wolę moje własne metody, krok po kroku osiągnęłam stan posiadania, który mnie cieszy. Trochę mi to zajęło, ale dzięki temu wiem, że da się ogarnąć inaczej niż metodami KonMari, i nie zawsze to co sprawdziło się u innych musi być stuprocentowo skuteczne u każdego.