Skończył się drugi sezon znakomitego brytyjsko – amerykańskiego serialu „Penny Dreadful”. Wielokrotnie o nim wspominałam, bo nie dość, że serial jest naprawdę rewelacyjny, to tylko tutaj możliwe jest spotkanie doktora Frankensteina z Dorianem Greyem. Już nie mówiąc o towarzyszącym im wampirom, wilkołakom i czarownicom.
„Penny Dreadful” to dość dziwna historia. Pierwszy sezon skupiał się na historii Draculi, wampirach i Minie Harker, której szukał zdesperowany ojciec. Jednak główną postacią pierwszego sezonu, gwiazdą, która ukradła całe show pozostałym bohaterom była Vanessa Ives. Historia jej szaleństwa, daru, możliwości i siły charakteru przykuwała uwagę widzów. A Eva Green pokazała cały swój kunszt aktorski kreując postać Vanessy. To dla niej warto oglądać było oglądać pierwszy sezon, bo akcja rozkręcała się powoli i gdyby nie fakt, że to tylko osiem odcinków pewnie bym sobie go podarowała. Drugi sezon natomiast to dalszy ciąg popisu aktorskiego Evy Green, ale i rozwinięcie historii pozostałych bohaterów. Victor Frankenstein powołuje do życia partnerkę dla swojego ‘potwora’ i sam się w niej zakochuje. Jak pamiętacie z pierwszego sezonu jest nią Brona Croft, ukochana Ethana Chandlera, Amerykanina – wilkołaka, która zmarła na suchoty, tak przynajmniej sądzi Chandler. I tu sytuacja się mocno skomplikowała. Ale więcej już zdradzać nie będę. Zresztą sam Ethan Chandler również ma problem. Po rzezi jakiej dokonał w karczmie węszy wokół niego inspektor policji, a także jeden z wysłanników ojca Ethana. Amerykanin nie ma wyboru, albo wróci do ojca, gdzie nie czeka go nic dobrego, albo zostanie w Londynie i narazi na niebezpieczeństwo swoich przyjaciół lub samego siebie. Sir Malcom Murray również nie jest bezpieczny. Zakusy na niego ma Madame Kali, z pozoru nieszkodliwa zakochana kobieta, a w rzeczywistości… No właśnie, tego wam zdradzać już nie będę.
Drugi sezon podoba mi się zdecydowanie bardziej niż pierwszy. Choć na początku nie było tak dobrze, znowu akcja powoli się rozkręcała, historia zaczynała mnie z lekka nudzić, lecz po trzecim odcinku dałam się wciągnąć. Trzeci epizod to według wielu widzów najlepszy odcinek sezonu. Zgadzam się, że był on rewelacyjny aktorsko, a to co zaprezentowała Patti LuPone pokazało, że wszyscy amerykańscy koledzy po fachu mogą jej co najwyżej wiązać trzewiki, jednak dla mnie ten odcinek był nieco zbyt mroczny, przerażający, sama nie wiem jak go określić. Był to odcinek przełomowy, pokazujący kolejny, zaskakujący rozdział z życia Vanessy Ives i ponownie wzbudzający podziw dla aktorskich umiejętności Evy Green. Kolejne epizody to rozkręcenie fabuły i coraz większe zainteresowanie widza, zwłaszcza walka Vanessy z demonami i próba rozwiązania starożytnej tajemnicy (bo zagadka brzmi zbyt łagodnie) bardzo mocno intrygują. Powoli rozbudowywany jest także wątek Johna Clare, czyli Potwora Frankensteina, ale nadal jest to historia dość przeciętna i nie daje możliwości pokazania pełni umiejętności aktorskich Rory’ego Kinneara.
Wreszcie zaczynam dostrzegać sens w postaci Doriana Greya. Do tej pory sprawiał on wrażenie doczepionego na siłę bohatera, jednak w drugim sezonie scenarzyści wreszcie odkrywają karty jego przeznaczenia. Przede wszystkim zostaje pokazany jest portret. Ale co ważniejsze bardzo podoba mi się wątek Doriana i Lily, nie sądziłam, że ta dwójka znajdzie wspólny język. Scena między nimi w ostatnim odcinku, swoisty danse macabre to wisienka na torcie całej opowieści.
Natomiast Lily to chyba największe zaskoczenie sezonu. Billy Piper świetnie dała sobie radę z nowym charakterem swojej bohaterki. Pokazała, że jest naprawdę bardzo dobrą aktorką i mam nadzieję, że w kolejnym sezonie będzie miała jeszcze niejedną okazję, by tę opinię podtrzymać. Scenarzyści dali jej duże pole do popisu i przemiana Brony w Lily, chorej na suchoty prostytutki w elegancką damę z towarzystwa, początkowo wydawała się przebiegać łagodnie, ale to co się stało zaskoczyło chyba niejednego fana serialu. Ja nie przewidziałam, że twórcy wymyślili taką historię dla Lily, a jej nowy charakter może spowodować, że będzie ona główną rozgrywającą w trzecim sezonie.
W ogóle jestem bardzo ciekawa jaki pomysł mają twórcy serialu na kolejny sezon. Zakończenie drugiego sprawia, że wszystko jest możliwe. Mam swój typ, ale czy on się sprawdzi dowiem się dopiero za rok. Tymczasem zachęcam was do obejrzenia drugiego, a jeśli nie widzieliście to również pierwszego sezonu „Penny Dreadful”, bo jest to prawdziwa telewizyjna uczta.
*plakat pochodzi ze strony filmweb.pl