Gosiarelli (robiłam jej korektę, więc przeczytałam przed Wami), ale wyszedł mi
tak długi, że postanowiłam opublikować go u siebie i to jeszcze dzisiaj.
Zaczęło się od wczorajszego artykułu w Gazecie Wyborczej „Reckę napisałaś miodzio – kim są polscy
blogerzy książkowi?” (link).
Nie będę tak jak Gosiarella cytować poszczególnych fragmentów, po prostu w
punktach wymienię to co szczególnie zwróciło moją uwagę. Najpierw przeczytajcie
artykuł (choć pewnie większość z was go zna), potem tekst Gosiarelli (bo sporo
u mnie odniesień do niego), a na końcu moją dzisiejszą notkę.
korektą, szczotkę czy po prostu w białych okładkach, zawsze potem dostawałam
normalną wersję książki. Sama w pewnym momencie stwierdziłam, że książka to
książka i nie są mi potrzebne dwa egzemplarze i poprosiłam jedno z Wydawnictw,
by nie przysyłali mi już normalnego egzemplarza, chyba, że sama o to poproszę.
Zgodzili się i współpracę z nimi wspominam rewelacyjnie.
cytuję: ‘idziesz spać jako bloger kulturalny, a budzisz się jako blogerka
książkowa’ (sprawdź co napisała Gosiarella).
Co do Kasi Hordyniec, słyszałam
jeszcze o kilku blogerkach, które dostają w ten sposób książki i nie jest to
dla mnie nic dziwnego. Jeśli im taka współpraca pasuje to super. Wydaje mi się,
że to działa bardziej na zasadzie przyjaźni z pisarkami, które proszą o opinię
jeszcze na etapie tworzenia książki, by móc dokonać zmian, które spodobają się
czytelnikom (sprawdź co napisała Gosiarella).
Nie zgadzam się ze Zwierzem (choć go/ją
uwielbiam) w jednej kwestii: „Ale jako zawód ta praca się nie opłaca, bo gdy
pojawia się przymus, znika frajda, a stawki są tak niskie, że tego nie
rekompensują.” Znowu spotykam się ze stwierdzeniem, że praca to przymus, więc
znika frajda. Czy naprawdę nie ma nikogo na świecie, kto by uważał, że praca
może być przyjemnością? Przecież mnóstwo ludzi zarabia na swojej pasji i to
jest dla nich przyjemność, a nie obowiązek! Sama znam takie osoby.
Taaa, Śląscy Blogerzy Książkowi specjalizują się
w czytaniu fantastyki – zaskoczenie roku!
Współpracowałam z Panią Martą Bartosik z WL i
była to jedna z moich najlepszych współprac. Miła, konkretna, żadnych
niedomówień. Myślę, że w swojej wypowiedzi chodziło Pani Marcie o to, że
‘książki powinny pracować’, to znaczy wydawca daje blogerowi książkę, po to by
została ona przeczytana, zrecenzowana i w efekcie kupiona przez czytelników,
czyli zarobiłaby na siebie. To taki skrót myślowy, coś jak powiedzenie, że
‘blog może na siebie zarabiać’. Wiadomo, że to bloger pisze teksty, tworzy
leady, grafikę itd. ,a stwierdzenie, że to blog zarabia jest skrótem myślowym.
„Wydawnictwa denerwują też blogerzy, którzy
książki dobierają przypadkowo, bo negatywne recenzje stają się „działaniem
na szkodę firmy”. I tak i nie. Przecież bloger sam dobiera sobie
wydawnictwa do współpracy, a w ramach tej współpracy sam wybiera książki.
Powinien więc kierować się swoim gustem i wybierać takie tytuły, które leżą w
jego ulubionej tematyce, i które mają szansę mu się spodobać. I to niezależnie od tego, czy to bloger prosi
wydawcę o dany tytuł, czy to wydawca mu ten tytuł proponuje. Przecież nie ma
przymusu, bloger nie musi się zgadzać na propozycję wydawcy, a może to
uargumentować właśnie zdaniem ‘ta książka nie leży w mojej tematyce’. Ale generalnie to tak jakbym ja (fanka
historii i kryminałów, nie przepadająca za paranormalami i YA) wzięła do
recenzji dajmy na to książki Cassandry Clare. Tutaj wkraczamy na teren
profesjonalizmu i odpowiedzialności blogerów, którzy recenzują książki z ich
tematyki, a nie wszystko jak leci, bo jak dają to przecież trzeba brać.
Nie oburzałabym się na Czechowicza, bo on nie
mówi, że wydawcy mają rację oburzając się na blogerów żądających zapłaty za
wykonaną pracę. Stwierdza po prostu fakt. Blogosfera książkowa zaczynała od
‘darmowych’ egzemplarzy recenzenckich, więc wychowanie wydawców i uświadomienie
im, że za reklamę i czyjąś pracę trzeba zapłacić trochę potrwa.
Wypowiedź Pani Kado pominę milczeniem. Albo nie
– śmiech na sali!
Wypowiedź Pana Zwierzchowskiego jw.
Gosiarella napisała, że siłą blogera jest jego
niedoskonałość i ja się całkowicie z jej wypowiedzią zgadzam. Ufam ludziom,
zwykłym czytelnikom, a nie recenzjom profesjonalnych krytyków w gazetach czy
portalach, którzy pochwalą/wyleją wiadro pomyj na książkę/film/serial , bo był
za mało ambitny, albo właśnie taki wspaniały, mądry i cudowny. Jest 90% szans,
że mi się to nie spodoba, bo będzie dla mnie za ambitne, albo 90% szans, że
będę zachwycona, bo jest takie lekkie i relaksujące (w opinii krytyków
odmóżdżające). I tu popieram wypowiedź Kasi Hordyniec, opinie blogerów to
dzielenie się emocjami, a nie pisanie naukowej analizy.