Pierwsza kwestia – spodziewałam się powieści, a tymczasem każdy rozdział to osobna sprawa, więc „W szpilkach na tropie” porównałabym raczej do zbioru opowiadań. Wszystkie sprawy łączy osoba Rebeki Jane i jej przyjaciółek, z którymi prowadzi agencję, a także prywatne perypetie bohaterki. Odkąd James wyjechał, Rebecca musi sama sobie radzić w pracy i w domu. Wychowuje malutką córeczkę, zmaga się ze sprawą rozwodową, ale również marzy o miłości A ta jak wiadomo pojawia się nagle, znikąd, w najmniej spodziewanym momencie.
„W szpilkach na tropie” to bardzo sympatyczna książka, z którą można mile spędzić kilka wieczorów albo dzień na plaży. Lekka, łatwa i przyjemna to właśnie te określenia świetnie ją charakteryzują. Wprawdzie niektóre z opisywanych w niej historii są raczej smutne niż radosne, ale autorce udało się przedstawić je w dobrym świetle i pokazać pozytywne strony takiego, a nie innego zakończenia. Fabuła wciąga od samego początku i potem nie wiadomo skąd nagle pojawia się koniec. Bohaterki to nieco szalone, co ja piszę, totalnie zwariowane przyjaciółki, które stać na najbardziej niewiarygodne wyczyny, by tylko wypełnić powierzone im zadanie. Wspierają się nawzajem w pracy, starają się pomagać klientom i przede wszystkim nie oceniać ich, nawet jeśli uważają, że żona jest wariatką i niesłusznie oskarża męża.
Pierwsze moje skojarzenie „W szpilkach na tropie” dotyczyło Śliwki. Jednak Stephanie Plum nikt i nic nie przebije, także na tym porównaniu ‘szpilki’ tylko ucierpią. A niesłusznie, bo to naprawdę dobra i fajna lektura, po którą warto sięgnąć dla chwili relaksu. Planowane jest również zrealizowanie filmu na podstawie książki i myślę, że tutaj jest ogromne pole do popisu dla scenarzystów i aktorów, bowiem „W szpilkach na tropie” to świetna historia dla komedii, może nawet romantycznej.