Zaczęło się od lektury „Nawiedzonego domu” Joanny Chmielewskiej. Miałam jakieś dziewięć lat i pokochałam bohaterów Janeczkę, Pawełka i psa Chabra. Wyjątkowo sprytne rodzeństwo, wszędzie wtykające nos i węszące spiski, przestępstwa i zbrodnie. A może po prostu mieli takie szczęście, że nawet jadąc do Algierii trafili na sekrety?
.Potem przyszła pora na kolejne książki Chmielewskiej, po czym sięgnęłam po królową kryminału Agathę Christie i już całkowicie przepadłam. Poirot to najlepiej napisana postać w historii kryminału i jedna z lepszych kreacji w literaturze w ogóle.
Jako uczennica nie miałam aż tak dużo czasu na czytanie, lektury jednak zabierają go sporo, ale i tutaj jedną z moich ulubionych jest „Zbrodnia i kara”, czyli znowu wątek morderstwa. W szkole i na studiach poznałam książki Christie i trochę starych kryminałów polskich, kilku autorów amerykańskich i właściwie tyle (nie licząc oczywiście innych gatunków). A potem pojawiła się trylogia „Millennium” Stiega Larssona i wybuchła bomba. Nawet podwójna. Pierwszy raz, gdy przeczytałam całość w jakieś dwa tygodnie. Zachwyciłam się. Ta historia była taka… inna od wszystkiego co do tej pory przeczytałam, a i na tle wszystkiego co napisano, była pod wieloma względami odmienna, bo określenie nowatorska wydaje mi się jednak na wyrost. Na fali popularności „Millennium” Wydawnictwo Czarna Owca stworzyło Czarną Serię, dostarczając tym samym pożywki kryminalnej dla mojego wewnętrznego zwierzaka detektywistycznego. I tak jak z początkiem tej serii pojawiło się wielu ciekawych autorów skandynawskich, głównie szwedzkich, zarówno nowych jak i starszych, tak z czasem polski rynek wydawniczy zalała fala kryminałów z Północnej Europy. Na pierwszy rzut poszła Camilla Läckberg, Liza Marklund, Åke Edwardson, Håkan Nesser. Choć na temat ich twórczości zdania są podzielone, to moim zdaniem reprezentują oni dobry/bardzo dobry/świetny poziom zarówno w konstruowania intrygi, prowadzenia śledztwa, logicznego wiązania wątków i faktów.
Z czasem kryminały skandynawskie stały się tak modne, że prawie każde większe wydawnictwo starało się i stara nadal mieć w swojej ‘stajni’ przynajmniej jednego autora z Północy. I tak zaczęła się droga ku upadkowi. Najbardziej chyba zawiodła mnie Czarna Seria, która po wydaniu wszystkich książek Läckberg, Edwardsona i Marklund (najnowsza powieść „Szczęśliwa ulica” ukazała się w kwietniu), obecnie wydaje dwóch autorów wartych moim zdaniem uwagi, czyli Nessera i Dahla (choć tego przejęła od Muzy i wydaje dopiero od piątego tomu). Pozostali autorzy Camilla Ceder, Sofie Sarenbrant, duet Hjorth/Rosenfeldt, Ingrid Hedström to już marni naśladowcy. No może jeszcze Hjorth/Rosenfeldt mogliby się wybronić, ale reszta to już mocno przeciętne historie, powielone schematy i brak ciekawych pomysłów w kreowaniu intrygi. Co więcej bardzo często również styl i język są słabe, a w połączeniu z kiepską historią tworzą nudną książkę. Ostatnio pojawili się w serii nowi autorzy spod znaku skandynawskiej literatury tacy jak Unni Lindell (pisze od lat osiemdziesiątych, u nas pojawiła się teraz, jej powieść „Miodowa pułapka”, która jest bodajże szóstym, czy siódmym tomem cyklu kryminalnego autorki, gdzie tu sens i logika wydawcy ja się pytam), Dan Sehlberg („Mona”), Dolores Redondo („Niewidzialny strażnik” – miał być hit z mitologią w tle, a jest kolejny koszmarek) i sądząc po wielu opiniach (ja już porzuciłam Czarną Serię), nie udało im się podnieść poprzeczki, czy nawet sięgnąć tej wyznaczonej przez Larssona.
Poza Czarną Owcą skandynawskie kryminały wydają również Wydawnictwo Dolnośląskie, Wydawnictwo Amber, W.A.B, Rebis, MUZA, Prószyński i s-ka, Wydawnictwo Czarne i Wydawnictwo Literackie. Najlepiej wychodzi to Dolnośląskiemu i Literackiemu, być może dlatego, że ograniczyli się do jednego autora i to cenionego w świecie kryminalnym. Dolnośląskie wydaje powieści Jo Nesbø, a Literackie Åsy Larsson. I choć ja fanką Nesbø nie jestem, to uważam, że jego książki są naprawdę bardzo dobre, pomysłowe, intrygujące, napisane w świetnym stylu, także pod względem językowym. Podobnie Åsa Larsson, czytałam jeden kryminał jej autorstwa, jej debiut i jeśli kolejne książki były lepsze, to tylko pogratulować, bo „Burza słoneczna” (I wyd. „Burza z krańców ziemi”) była dobrze napisana i stanowiła znakomity debiut literacki.
Również W.A.B. się spisuje pod względem literatury skandynawskiej, ale oni poszli w bezpieczne rejony i sięgnęli po starego dobrego Mankella, którego książki są sztuką samą w sobie. Ponadto wydają islandzkiego autora Arnaldura Indridasona, mroczne, ponure historie, zawsze rozgrywające się w pogrążonym nawet w dzień w ciemnościach Reykjaviku. Indridason ma specyficzny styl, ale jego książki są zupełnie inne od tych wydawanych chociażby w Czarnej Serii, bardziej poważne, smutne, refleksyjne. Jedyne co wydawcy mam do zarzucenia w tym względzie to rozpoczynanie cyklu od trzeciego tomu (ponownie pytam o sens i logikę?).
Rebisowi różnie wychodzi. Fińska autorka Leena Lehtolainen stworzyła bardzo ciekawy cykl o policjantce Marii Kallio, niestety też wydawana jest od któregoś tam tomu (wedle moich wyliczeń od dziesiątego, ale mogę się mylić – fińskiego nie znam), co trochę wpływa na jakość odbioru lektury, gdy nie zna się wcześniejszych części. Wydawnictwo miało również nosa do Monsa Kallentofta i jego książek o Malin Fors. Ciekawie napisane, dobrze się czyta, czytelnik szybko jest wciągany w intrygę i zaczyna prowadzić śledztwo wraz z bohaterką. Ostatnio Rebis postawił na siostrzany duet Camilla Grebe, Åsa Träff. Ich debiutancka powieść „Spokój duszy” nie jest może rewelacyjna, ale spełnia wymagania osób lubiących połączenie kryminału z psychologią. Totalnym niewypałem natomiast jest dla mnie twórczość Carin Gerhardsen. W Polsce ukazały się trzy jej książki, przeczytałam tylko pierwszą „Domek z piernika”, ale byłam tak rozczarowana nudą jaka wiała z każdej strony, że nie skusiłam się na kolejne.
Spory dorobek w wydawaniu kryminałów skandynawskich ma Wydawnictwo Amber. Thompson, Eriksson, Schulman, Hermanson to czołowe nazwiska serii kryminalnej wydawnictwa. Thompson zapowiadał się nieźle, ale druga jego książka „Jezioro krwi i łez” zniszczyła w miarę dobre wrażenie, jakie miałam po „Aniołach śniegu”. A korekta, a raczej jej brak dołożyła swoje trzy grosze. Schulman pisze przyzwoicie, ale mój główny zarzut wobec niej, to powielanie schematów i podobieństwo bohaterki do Anniki Bengtzon, głównej postaci cyklu książek Lizy Marklund.
Na koniec zostawiłam trzy Wydawnictwa, co do których nie mogę się w pełni wypowiedzieć, ponieważ nie czytałam większości ich książek. Na pewno MUZA ze swoją Yrsą Sigurdardottir to strzał w dziesiątkę, ale to są bardziej thrillery kryminalne niż typowy kryminał skandynawski. Prószyński wydaje norweską autorkę Anne Holt, moim zdaniem przeciętną, ale istnieje spore grono jej fanów. Sara Blædel, duńska pisarka zawiodła mnie „Handlarzem śmiercią”, ze słabo skonstruowaną intrygą, przewidywalną fabułą i kiepskim stylem. Ostatnio wydawca sięgnął po Kristinę Ohlsson i tutaj już nie zdecydowałam się ryzykować lektury, więc czekam na wasze opinie. Podobnie jak tytuły wydawane przez Wydawnictwo Czarne. Kojarzy mi się ono bardziej z literaturą faktu i nijak mi te kryminały do nich nie pasują, a mają takich autorów jak Kjell Ola Dahl, Johan Theorin, Lars Kepler (tak naprawdę duet pisarski), Thomas Enger. Nie czytałam żadnego z nich, więc zdania nie mam, ale może ktoś z was się wypowie.
Gdy zaczynałam pisać ten tekst, sama nie zdawałam sobie sprawy z ilości skandynawskich kryminałów dostępnych na polskim rynku (wiedziałam, że jest ich sporo, ale aż tyle?). A jak widzicie jest to kilkunastu autorów i kilkadziesiąt tytułów. Niestety ich jakość z każdym rokiem spada, a czytelnik musi decydować, czy ryzykuje lekturę, a nieraz i kupno książki, czy odpuszcza wszystko. Ja się zdecydowałam na to drugie rozwiązanie. Czytam tylko tych autorów, których poznałam na początku mojej przygody z pisarzami z Północy. Obecnie są to Lackberg, Marklund, Edwardson, Nesser, Asa Larsson, Mons Kallentoft, (wyjątek Grebe/ Träff). W przypadku nowych autorów pojawiających się na polskim rynku książki jestem bardzo ostrożna. Czytam recenzje, opinie, komentarze, czekam kilka tygodni, a nieraz miesięcy zanim zdecyduję się na lekturę, a i to najczęściej pożyczam od znajomych lub z biblioteki. Skandynawska, a zwłaszcza szwedzka literatura stała się bardzo modna w Polsce w ostatnich latach, a to nieuchronnie pociągnęło za sobą zarówno dobrych jak i złych autorów. Dotyczy to nie tylko kryminałów, bo podobne zjawisko można zaobserwować w dziedzinie paranormali czy erotyków i pewnie jest tam równie mocno nasilone. Mnie jednak jako nałogowemu czytelnikowi zbrodniczej literatury, to właśnie w tym gatunku najbardziej rzuca się w oczy postępujący upadek i dołowanie. Powielane schematy, podobne do siebie historie, bohaterowie, w większości kobiety również niewiele się między sobą różnią, najczęściej pracują albo w policji albo jako dziennikarze. To co na początku było ciekawe to skandynawski klimat, ciemny, mroczny, zimny. Z czasem jednak i to się przejadło, no bo ile można, a autorzy nie bardzo potrafią wyjść poza ten utarty schemat postrzegania Północy. Ostatnio też coraz częściej pojawia się wątek psychologiczny. Kiedyś właściwie tylko Edwardson tworzył takie powieści, obecnie w prawie każdym kryminale, można dostrzec próby profilowania osobowości mordercy, a to niestety jest trudne i rzadko komu wychodzi.
A jak to wygląda z waszej perspektywy? Dobrze, że jest tak dużo tego typu książek, bo czytelnik ma większy wybór, czy przeciwnie rynek zalewany jest przez książki świetne, dobre, przeciętne, beznadziejne i powinna istnieć jakaś selekcja, by oddawać w ręce czytelnika naprawdę dobrą i wartą uwagi literaturę (bo w każdym gatunku można znaleźć coś wartościowego). Możecie pisać również o innych gatunkach, gdzie zauważacie takie właśnie nasycenie rynku, jak choćby wspomniane już paranormale. Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze.
*obrazek pochodzi z internetu, zdobyty przez Gosiarellę.