Mons Kallentoft to autor cyklu książek o policjantce Malin Fors. Właściwie to są dwie serie, pierwsza z nich to pięć kryminałów z porami roku w tytule, druga, która właśnie pojawiła się na rynku wydawniczym jest inspirowana czterema żywiołami. Nie miałam okazji czytać pierwszej serii, ale wyszłam z założenia, że skoro kolejna seria jest jakby odrębna, to nie powinnam mieć problemu z zorientowaniem się w bohaterach i ich perypetiach, nawet jeśli są to te same postacie z poprzednich książek. I na szczęście miałam rację.
Rzadko się zdarza, by pochlebne opinie o autorze znajdowały odzwierciedlenie w rzeczywistości, zwłaszcza jeśli chodzi o mój wybredny gust kryminalny. Najczęściej, gdy sięgam po takiego polecanego pisarza, okazuje się, że tu i tam coś mi zgrzyta, jak to było w przypadku wielbionego przez miliony czytelników Nesbo. Mons Kallentoft to autor mniej znany w Polsce. Sama natknęłam się na jego książki przypadkiem dopiero rok temu, gdy ukazał się „Piąta pora roku”. Wtedy jednak nie sięgałam po lekturę, bo nie chciałam zaczynać od środka cyklu. Teraz skusiły mnie „Wodne anioły” i właściwie mogłabym zamknąć recenzję w jednym słowie ‘Rewelacja’. Bohaterowie mocni, wyraziści, prezentujący konkretne typy osobowości. Żadnych słabych psychicznie postaci, rozmemłanych, bladych, nijakich. Malin Fors to kobieta z krwi i kości, świetna policjantka z problemami, z nastoletnią córką, z bogatym mężczyzną u boku, nie całkiem szczęśliwa, w zasadzie to sama chyba tego nie wie. Jej współpracownicy, Zeke, Elin, Johan i reszta każdy ma swoje dobre i złe dni, wady i zalety, sekrety małe i duże. W trakcie lektury jednocześnie czuć prawdziwość bohaterów, ale ich prywatne sprawy w żaden sposób nie przyćmiewają wątku śledztwa. Dowiadujemy się różnych rzeczy o każdym z nich, ale ta obyczajowa część książki nie przesłania kryminału. I zdecydowanie podkreślam, że „Wodne anioły” to nie jest powieść kryminalno – obyczajowa! To jest czysty kryminał. Solidnie, konkretnie prowadzone śledztwo, sprawdzane wątki, tropy, pojawiające się i znikające postacie, systematyczne eliminowanie podejrzanych, a i tak nie zgadniemy kto był mordercą zanim zrobi to policja. I to się nazywa dobrze poprowadzona intryga kryminalna. A taka reklama na okładce jak „Nie zawracajcie sobie głowy Stiegiem Larssonem, Kallentoft jest lepszy” może przynieść więcej szkody niż pożytku. Lepszy może nie jest, ale tak samo dobry, a z pewnością inny. Jednak zamieszczanie takich polecanek mnie jako czytelnika odpycha, bo sobie myślę ‘aha kolejnego autora chcą wypromować na znanym nazwisku, a pewnie chała jakich mało’. I jakże się wtedy można pomylić.
„Wodne anioły” Monsa Kallentofta to doskonale napisana, przemyślana i dopracowana intryga kryminalna, z barwnymi bohaterami, z akcją rozgrywającą się w szwedzkim mieście, ale nie jest ani ponuro, ani jakoś bardzo mrocznie, smutno i dołująco i to działa na plus. Wreszcie kryminał ze Skandynawii, który nie bazuje tylko i wyłącznie na ciemnościach i klimacie. Kallentoft udowodnił, że można napisać powieść kryminalną, osadzić jej akcję w Szwecji i pokazać ciemne strony społeczeństwa w świetle dnia.