„Szatańskie wersety” Salmana Rushdiego to książka, która od wielu lat zajmuje wysoką pozycję na mojej liście tytułów do przeczytania. I w końcu doczekałam się. Dom Wydawniczy REBIS wydał tę powieść w nowym przekładzie Jerzego Kozłowskiego. Dzieło Rushdiego jest znane na całym świecie jako jedna z najbardziej kontrowersyjnych powieści XX wieku. Zaczyna się w momencie, gdy samolot lecący z Bombaju do Londynu zostaje porwany przez terrorystów i wysadzony nad kanałem La Manche. Katastrofę przeżyło tylko dwóch mężczyzn, aktorów Dżibril Fariśta i Saladyn Ćamća. Pierwszy z nich znany jest z ról bogów, drugi ma niezwykły głos. Spadając z nieba jeden staje się aniołem, drugi diabłem i tak rozpoczyna się niezwykła opowieść.
Za napisanie „Szatańskich wersetów” Rushdie został obłożony fatwą, czyli w zasadzie skazany na śmierć przez ajatollaha Chomeiniego. Muzułmanie uważają tę książkę za bluźnierczą, obrazoburczą, świadczącą przeciwko prorokowi Mahometowi i godzącą w Koran. Przyczyniła się do tego ta część powieści, w której Prorok pokazany jest jako zwykły człowiek. Rushdie ukazuje islam z punktu widzenia niewiernego, miesza kultury Wschodu i Zachodu, odziera cywilizacje z wszelkiej świętości. Nie powiem nic nowego, kiedy nazwę „Szatańskie wersety” powieścią wielokulturową, wielopłaszczyznową i dziwną. Autor splata tak wiele historii, miesza kultury, w każdej opowieści zawiera kilka mniejszych, prawie każda z nich ma więcej niż jeden sens. To jedna z tych lektur, gdzie drugie dno ma ogromne znaczenie. Jako, że ostatnio jestem na etapie zachwytu tureckimi autorami i ich bajkowymi opisami, ujęły mnie baśniowe motywy w powieści Rushdiego. Symbolika Bliskiego Wschodu, wszechobecna w książce, zmuszała mnie do zaglądania do internetu i słowników, by móc lepiej zrozumieć opisywaną historię. Bo nie ukrywam „Szatańskie wersety” to nie jest powieść ani lekka, ani łatwa, za to bardzo przyjemna, choć trudna. Trudna dlatego, że autor zmierzył się z tabu. Wkroczył na święty teren islamu, łamiąc wszelkie nakazy, przedstawił inną wizję świata cywilizacji Wschodniej i Zachodniej. Trudna również dlatego, że ciężko połapać się we wszystkich historiach zawartych w książce, historiach, które można porównać do rosyjskiej matrioszki, jedna zawiera w sobie mniejszą, ta z kolei jeszcze mniejszą, a ta następną. Mnogość wątków trochę mnie przytłoczyła i z pewnością przeczytam „Szatańskie wersety” jeszcze raz, a nawet kilka razy, by lepiej zrozumieć tę książkę. Jestem pewna, że z każdą kolejną lekturą powieści będę odkrywać w niej nowy sens i może kiedyś uda mi się zrozumieć sto procent całej historii. Książka nie jest łatwa, bo wymaga maksymalnego skupienia, mnóstwa uwagi i koncentracji. Są takie momenty, gdzie akcja przyspiesza i zaczynamy czytać z coraz większym zainteresowanym, przy czym dla każdego czytelnika będzie to inny moment, są też fragmenty nużące, przy których miałam ochotę odłożyć książkę, lecz przyciągała mnie ciekawość co będzie dalej, bo za każdym następnym zakrętem, stroną, rozdziałem Rushdie funduje nowe opowieści, niesamowite, magiczne, na granicy realizmu i fantastyki. Połączenia oklepanego, ale w wykonaniu tego autora, nabiera ono nowego znaczenia. Rushdie wprowadza poszczególne elementy w sposób niezauważalny, przemykając od rzeczywistości do fantastyki, od teraźniejszości do przeszłości. Wciąga czytelnika w historię i nie wypuszcza. Stworzeni przez autora bohaterowie to barwne postacie, ze skomplikowanymi charakterami, złożoną psychiką. Czasami bardzo łatwo wyczuć ich zamiary, powody którymi się kierowali w przeszłości bądź kierują teraz, a chwilami są jak zagadki, z mnóstwem sekretów i tajemnic.
„Szatańskie wersety” to książka przez jednych uważana za arcydzieło, przez innych za obrazę narodu i religii. Dla mnie jest to niezwykła powieść ukazująca różnice kulturowe, balansująca między prawdą a kłamstwem i odkrywająca nowe treści za każdą kolejną lekturą. Będę do niej wracać, bo mimo spędzenia z nią kilku dni, nadal czuję niedosyt.
Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem REBIS