Maria Boleyn, piękna, delikatna blondynka, która stała się narzędziem w rękach głowy rodu Howardów, wuja Thomasa. Robiła co jej kazali, milczała, cierpiała i kochała jednocześnie. Była szczęśliwa u boku króla Henryka i myślę, że gdyby dane jej było trwać przy nim to historia zupełnie inaczej by się potoczyła.
Philippa Gregory, jak zwykle nie zawiodła. Na siedmiuset stronach opisała szczegółowo wszystkie wydarzenia, intrygi i spiski, jakie knuła rodzina Howardów, by zwiększyć swoje wpływy. Autorka przeprowadziła świetne studium charakterów sióstr Boleyn, ale również ich brata Jerzego i jego narzeczonej, a później żony Jane Parker. Anna i Maria były jak ogień i woda, Maria spokojna, kochająca dzieci i króla, najchętniej zamieszkałaby na wsi, w zamku Hever i tam doglądała pracy w polu i pomagała chłopom. Anna, chorobliwie ambitna, zaślepiona w dążeniu do władzy, nie licząca się z nikim i z niczym. Jane Parker nie była lepsza, w „Kochanicach króla” dopiero poznajemy ją jako kobietę intrygującą, podsłuchującą i zawsze znajdującą się tam gdzie trzeba. Dopiero w „Dwóch królowych” staje się ona jedną z głównych bohaterek i dowiadujemy się jak wredna i okrutna potrafiła być, a jednocześnie, że wszystkie jej działania wynikały z głupoty i wiary, że dobrze robi. Tak naprawdę najbardziej niewinną ofiarą spisków Howardów był Jerzy Boleyn, który nie zrobił nic przeciwko królowi, a został jedynie wykorzystany przez Henryka do pozbycia się Anny.
Zdecydowanie pozytywną postacią jest Maria Boleyn. To ona opowiada nam historię swoją i całej rodziny. To z jej perspektywy poznajemy rozgrywające się na przestrzeni ponad dziesięciu lat wydarzenia. W trakcie lektury często jej współczułam. Sympatyczna, świeżo poślubiona przez Wilhelma Careya, została wciągnięta w spisek wuja wbrew swojej woli. Z czasem pokochała króla, ale była też wierną dwórką Katarzyny Aragońskiej, szanowała ją i starała się wypełniać polecenia Thomasa Howarda tak, by wyrządzić jak najmniejszą szkodę królowej.
Zaskoczył mnie natomiast portret Anny Boleyn. Mam w pamięci jeszcze znakomity serial „Dynastia Tudorów”, gdzie postać Anny grana przez świetną Natalie Dormer, była ukazana jako ta, która przyczyniła się do rozpadu jego małżeństwa, ale nie była złym człowiekiem. Gregory w swojej książce opisała Annę jako kobietą dążąca po trupach do celu, mściwą i robiącą wszystko by strącić z tronu Katarzynę i cieszącą się jej nieszczęściem. Uderzyło mnie to okrucieństwo i ambicja, które kierowały Anną, uważającą się za lepszą od każdego.
Poza tym jak to u Gregory znakomicie odmalowane stosunki panujące w królestwie angielskim, jak również przymierza i konflikty z Hiszpanią i Francją. Szerokie tło społeczno – obyczajowe, pokazane choćby podczas pobytu Marii w Hever, ale również w wielu sytuacjach, gdy ważyły się losy kraju czy nawet samej Anny. Poznajemy życie na dworze Henryka VIII, pełne spisków i intryg, gdzie każdy obawiał się gniewu króla, a jednocześnie wiedział, że królewska łaska na pstrym koniu jeździ i w każdej chwili można zostać obsypanym zaszczytami, albo wtrąconym do Tower i ściętym.
Philippa Gregory mówiąc kolokwialnie odwaliła kawał dobrej roboty, przygotowała się merytorycznie, wykorzystała mnóstwo źródeł historycznych, przedstawiła prawdziwy obraz swoich bohaterów, takich jak postrzegało ich otoczenie, jak świadczyły o nich pozostawione informacje, pamiętniki, księgi.
„Kochanice króla” to wspaniała historia dwóch kobiet, uwikłanych w walkę o władzę, o zaszczyty, o dominację nad królem. Autorka pokazała, że szesnastowieczne kobiety były w zasadzie nikim, musiałby być całkowicie posłuszne swojej rodzinie i działać zawsze na korzyść rodu. Z jednej strony takie oddanie i poświęcenie rodzinie bardzo mi się podoba, z drugiej pięćset lat temu wyglądało ono i polegało zupełnie na czymś innym niż dzisiaj. Historia pełna intryg w świetnie oddanym klimacie epoki, napisana mistrzowskim piórem autorki to powód, dla którego trzeba przeczytać tę powieść i poznać kolejne kobiety w życiu Henryka VIII.