Tania Sadownikowa wiedzie przyjemne życie. Jest młoda, piękna, niezależna. Jej mama, Julia Nikołajewna, która cierpi na nadmiar czasu, zajmuje się odtwarzaniem drzewa genealogicznego rodziny. Poszukiwania się udają. Pewnego dnia panie otrzymują list z Paryża od ostatniej księżnej z rodu. Starsza pani z uwagi na zbliżającą się śmierć zdradza im tajemnicę rodzinnego skarbu, którego zasadniczą częścią są brylanty. Julia Nikołajewna uważa, że staruszce pomieszało się w głowie, ale Tania patrzy na tę sprawę inaczej. Postanawia odnaleźć skarb…*
Czym mnie autorzy rozczarowali, ale jednocześnie jest im to na plus? Miał być kryminał, a dostałam raczej powieść sensacyjno – komediową. Bardzo przyjemną, lekką i zabawną. Fabuła nieco ograna, bo perypetie Tanii i nieudolnej rosyjskiej mafii to opowieść stara jak świat, ale autorzy stworzyli ciekawą, pełną humoru historię. Litwinom wprawdzie daleko do Akunina, ale nie uważałabym tego za wielki mankament, rodzeństwo stworzyło własny pomysł i konsekwentnie się go trzyma. Intryga nie jest jakoś specjalnie skomplikowana, dosyć szybko czytelnik może rozgryźć kto stoi za całą sprawą, trochę zaskakuje finał historii, ale nie jest to niespodzianka na wielką skalę.
Dwie rzeczy zwróciły moją uwagę. Autorzy opisują ogromny przepych, z jakim urządzono domy rosyjskiej mafii, tureckie hotele i kasyna, a jednocześnie podkreślają kompleksy Rosjan względem Zachodu. Zachód w oczach Tanii, która właśnie poznała smak wielkich pieniędzy, to świat możliwości. Zakupy na najdroższych paryskich ulicach, znane luksusowe marki, hotele z jedwabną pościelą i doskonałe jedzenie. W porównaniu do ociekających złotem domów mafii z Jużnorosyjska, zachód, a w zasadzie Francja jest bogaty ale z dystansem, ze smakiem, bez przesady. Jednocześnie autorzy pokazują trudności Rosjan z wyjazdem za granicę i zwiedzaniem Europy.
Anna i Siergiej Litwinowie napisali ciekawą książkę, intrygującą, stworzyli proste, ale przez to urzekające postacie bohaterów, nieudolny gang, wredną babę, która ciągle im się wymyka i w tym przypominała mi trochę książki Joanny Chmielewskiej, zwłaszcza z okresu PRL-u. Ot taki lekki kryminał, trochę śmieszny, trochę straszny, ale bardzo przyjemny. Sprawnie zawiązana akcja, gdzie czytelnik konsekwentnie dąży do celu, nie napotykając przeszkód. Niby wie czego się spodziewać, ale autorzy do końca nie odkrywają tych najważniejszych kart. Sama szybko wyrobiłam sobie zdanie co do finału powieści, ale nie zepsuło mi to przyjemności z czytania, co więcej cały czas zastanawiałam się, czy przypadkiem autorzy nie zaskoczą mnie czymś w ostatniej chwili.
„Wszystkie dziewczyny kochają brylanty” śmiało mogę polecić jako przyjemną rozrywkę na wieczór, bądź jak w moim przypadku jazdę komunikacją miejską po zaśnieżonym Krakowie. A żeby było ciekawiej, jak zwykle czytam nie po kolei. „Wszystkie dziewczyny kochają brylanty” to drugi tom z cyklu przygód Tanii Sadownikowej, tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak sięgnąć po część pierwszą „Wycieczka na tamten świat”.