Właśnie przewróciłam ostatnią stronę powieści „36 tydzień” Sofie Sarenbrant. Kolejna szwedzka autorka i kolejny szwedzki kryminał. Bardzo dobry kryminał.
Przyzwyczaiłam się już do schematycznych powieści Läckberg, Marklund czy Edwardsona. Gdzie z każdą kolejną książką coraz łatwiej odgadnąć bieg zdarzeń i osobę mordercy. Sarenbrant mnie zaskoczyła. Może nie osobą sprawcy, bo to przewidziałam, ale całą historią. Nie ma tutaj energicznych pisarek, dziennikarek ani komisarzy policji. Nie ma osób działających na własną rękę. Jest tylko czysto i klarownie przedstawiona historia.
W Brantevik, małej miejscowości wypoczynkowej, zaginęła młoda kobieta. Sprawa jest tym poważniejsza, że jest w ostatnich tygodniach ciąży. Szuka jej policja, ochotnicy i przyjaciele. Dni mijają, a Agnes nie ma. Nie wiadomo czy żyje i gdzie przebywa. Ostatnio kłóciła się z mężem, który z feralnego wieczoru nic nie pamięta. Czy Agnes żyje? Czy zostanie odnaleziona?
To nie jest typowa powieść kryminalna z happy endem. Wiadomo, że prawie każdy kryminał kończy się wykryciem i aresztowaniem sprawcy, odnalezieniem osób zaginionych, gdzie w ostatniej chwili policja zdąży na czas itd. „36 tydzień” to powieść wychodząca poza ramy standardów kryminału. Wszystko w niej toczy się inaczej. Poznajemy historię z różnych stron, z perspektywy widzenia kilku osób. Sama opowieść niby jest błaha, a przynajmniej taka się wydaje, ale intryga wciąga tak, że nie mogłam się oderwać. Poza tym nie ma tutaj tego ponurego krajobrazu, którym raczy nas większość skandynawskich autorów. Nie jest szaro, brudno i ciemno. Problemy bohaterów nie przytłaczają czytelnika. Skupiamy się tylko na sprawie zaginięcia Agnes i tym co z nim związane.
Podobali mi się bohaterowie książki. Dziennikarz Rosenlund, który denerwował mnie od początku, świetnie przeciwstawiał się łagodnym charakterom Johanny i Erika. Policjanci, którzy zajmowali się swoją pracą i nie musieliśmy czytać o ich prywatnym życiu. Postacie stworzone przez Sarenbrant zaprzeczają wszystkiemu co do tej pory znaliśmy i czytaliśmy.
Poza tym podobała mi się zwięzłość autorki. Książka liczy niecałe trzysta stron i dokładnie tyle powinna mieć. Autorka nie rozwleka akcji, nie dokłada wydarzeń, które nie mają wpływu ani związku z prowadzonym śledztwem.
„36 tydzień” to pierwsza powieść Sofie Sarenbrant, która ukazała się w Polsce i jest to pierwsza część cyklu książek, których akcja rozgrywa się w Brantevik. Pachnie mi to trochę Camillą Läckberg i jej Fjällbacką, ale sądząc po stylu Sarenbrant, historie z Brantevik będą zupełnie inne. Ciekawsze i mam nadzieję, że z każdym kolejnym tomem coraz bardziej skomplikowane.
Polecam. Fanom kryminałów. Fanom Camilli Läckberg. I tym, którzy jeszcze nie zostali skażeni skandynawskim kryminałem. Książka Sarenbrant to świetny początek, by zarazić się szwedzką literaturą kryminalną.