Książka bardzo ciekawa. Długo zbierałam do jej przeczytania, bo do norweskich autorów zraziła mnie trochę Anne Holt, ale cieszę się, że zaryzykowałam, bo warto. Jo Nesbo to rzeczywiście pisarz z krwi i kości. Miał pomysł na książkę, na postać Harry’ego Hole, zbadał dokładnie warunki życia panujące w Bangkoku i co więcej, przelał to wszystko na papier, tworząc ciekawą, wciągającą powieść, tak inną od wszystkich kryminałów. Niby banalną w swoim założeniu, a jednak odmienną. W jednej książce można spotkać bohaterów o tak różnych charakterach, poglądach, pochodzeniu, a jednocześnie potrafiących się porozumieć i współpracować. Ponadto Nesbo opisuje dwa różne tajlandzkie światy. A może nawet trzy. Po pierwsze życie uliczne. Prostytutki w każdym wieku, domy publiczne, bary go-go. Po drugie życie bogaczy. Zamkniętej społeczności norweskiej mieszkającej w stolicy Tajlandii. Ambasadora i jego rodziny, przedsiębiorców, finansistów. Po trzecie życie zwykłego człowieka. Jak w scenie, gdy przesłuchując szofera ambasadora, ten przebiera się w długie spodnie i koszulę i rozmawia z policjantami przed domem, ponieważ jego mieszkanie jest bardzo skromne i z szacunku dla gości, nie zaprasza ich do środka. Świadczy to także o dokładnym „researchu” (nie umiem znaleźć polskiego słowa, które równie dobrze oddawałoby sens tej czynności), jaki autor przeprowadził przygotowując się do napisania „Karaluchów”. A to akurat bardzo cenię w książkach. Nesbo poznał nie tylko warunki życia, klimat, pracę tajskiej policji, ale także ich kulturę, zwyczaje, kuchnię i opisał to wszystko uwzględniając najmniejsze drobiazgi, co sprawiło, że czytelnik czuje żar płynący z nieba, przemierzając wraz z Harrym ulice Bangkoku.
Polecam! Zwłaszcza osobom zaczynającym dopiero przygodę z kryminałami ze Skandynawii. Nesbo pisze ciekawie, wciągająco i tak jak nikt inny. Moim zdaniem to on powinien być nazywany następcą Stiega Larssona!