Ciepła, radosna, wzruszająca! Taka jest nowa powieść Moniki Szwai. „Matka wszystkich lalek” to zabawna, pełna humoru i mimo wszystko pozytywnych emocji opowieść.
Nie da się opisać tej historii w kilku słowach, tak aby nie zdradzić szczegółów. Jednak fani książek Moniki Szwai mogą spodziewać się świetnej lektury. Ciepłej i poruszającej, pięknej! Muszę jednak ostrzec, że to straszny pochłaniacz czasu, a że czyta się lekko i przyjemnie, można spokojnie przeczytać „Matkę wszystkich lalek” w jedno popołudnie. Ja w każdym razie nie mogłam się oderwać. Historie Claire i Elżuni wciągnęły mnie z siłą wodospadu i nie chciały wypuścić.
Tym razem autorka prowadzi nas nie tylko po morskich, ale i po górskich przygodach. Jednak nie jest to nasz rodzimy Szczecin, ale wspaniała Bretania i maleńka wysepka Île-de-Sein, na której dorasta Claire Autret. Ale ten kto zna wcześniejsze powieści Moniki Szwai wie, że na jednym miejscu się nie może skończyć. Dlatego oprócz Bretanii, poznajemy także Karkonosze, Śląsk i Niemcy. Ponadto autorka prowadzi nas przez okres II wojny światowej, aż po czasy współczesne.
Ciężko jest napisać recenzję o książce, którą można określić jednym słowem: WSPANIAŁA. Jak Ferdynand. Tylko lepsza. Półtora roku autorka kazała czytelnikom czekać na to cudo pisarskie. Warto było. Bo mimo, że styl Szwai jest niezmienny i postacie wszystkich powieści wydają się być, gdzieś tam w głębi, do siebie podobne, to jednak są niepowtarzalne. Powtórzę po raz kolejny. Ciepła, piękna, poruszająca i wzruszająca. Warto przeczytać!