Tak naprawdę to lubię prawie każdą książkę Joanny Chmielewskiej. „Wszyscy jesteśmy podejrzani” jest jednym z pierwszych utworów autorki i jednym z najlepszych. Niezliczona ilość typów osobowości, jakie zebrały się w pracowni projektowej przechodzi najśmielsze oczekiwania. Od choleryków, melancholików, cwaniaków, poprzez błędnych rycerzy, podrywaczy, rozwodników aż po diabła. Każdy ma własne problemy, cele i marzenia. A że akcja powieści rozgrywa się w jakże skomplikowanych dla jednych i prostych dla innych, słodkich latach PRL-u, na brak pomysłowości narzekać nie można. Jak do takiego zestawu doda się szaloną wyobraźnię i poczucie humoru autorki otrzymujemy mieszankę wybuchową.
Joanna chce napisać książkę. Pomysłów ma dużo, a mim oto jakoś jej nie wychodzi. Pewnego dnia prasując koszule, wyobraźnia podrzuca jej niezbyt przyjemny widok. Trupa. A konkretnie zwłoki zamordowanego współpracownika. Leżą sobie spokojnie na podłodze w sali konferencyjnej. Na szczęście to tylko wyobraźnia. Następnego dnia rano Joanna przychodzi do pracy i opowiada co wymyśliła. Aż tu nagle okazuje się, że wyobraźnia pokazała prawdę. I co teraz będzie? Kto jest głównym podejrzanym? A kto mordercą?
Rewelacyjna książka Pierwszej Damy Polskiego Kryminału. Morderstwo, miłość, nieprzewidywalność to największe zalety „Podejrzanych”. Ale jak można przewiedzieć cokolwiek w takim gąszczu plotek, pomówień, kłamstw i prawdy, gdzie najbardziej nierealne rzeczy okazują się prawdą, a te jak najbardziej rzeczywiste wyrafinowanym kłamstwem. Ale czy tak właśnie nie wygląda niejedno biuro? I nieważne czy teraz czy czterdzieści lat temu. Ludzkie charaktery się nie zmieniły.
Tak, ta książka ma już czterdzieści pięć lat. I nadal bawi. Kolejne pokolenia zaczytują się Chmielewską i są tak samo zachwyceni, jak ich rodzice i dziadkowie. Ktoś kiedyś powiedział „Królowa jest tylko jedna”. A ja bym powiedziała „Chmielewska jest tylko jedna”. Takiego poczucia humoru, które na dodatek umiejętnie wykorzystuje w swoich utworach, nie spotyka się na co dzień.
I jeszcze jedno. Nie wiem, kto wymyślił, żeby stworzyć dzieło pt. „Randka z diabłem” jako sztukę telewizyjną. Ale chętnie bym tego kogoś udusiła. Bo naprawdę trzeba talentu, żeby zepsuć tak genialną książkę, tak marną „ekranizacją”. Jak widać wszystko jest możliwe! „Serdeczne gratulacje”.