a przede wszystkim strach i tęsknota. Za domem, obiadem, szkołą.
Osiemnasto-, dziewiętnastolatkowie, za namową nauczyciela zaciągają się do wojska i trafiają na zachodni front. I tutaj dostają prawdziwą szkołę życia. Walczą, czasem kradną by przeżyć, albo po prostu zjeść coś lepszego niż marmolada z buraków, i największa tragedia młodych ludzi – patrzą na śmierć kolegów. Patrząi wiedzą, że nic nie mogą zrobić. Są jedynie fragmentem wielkiej układanki pod nazwą „wojna”. Trybikiem w maszynie, która ruszyła bez ich udziału, wciągnęła i nie wypuści.
Autor nazywa swoich bohaterów straconym pokoleniem. Wojna odbiera im najpierw wolność, potem człowieczeństwo, a w końcu życie. Ci młodzi ludzie nie rozumieją sensu wojny, jej okrucieństwa, strzelania i zabijania takich jak oni nastolatków po drugiej stronie frontu. W tym sensie są oni straconym pokoleniem. Młodość, wiara, nadzieja przepadły w okopach, jednym pozostał ból i tęsknota, innym nie zostało już nic.
Sięgając po książkę Remarque’a nie sądziłam, że mi się spodoba. Mimo zamiłowania do historii, czasy I i II wojny światowej jakoś nie leżą w kręgu moich zainteresowań. Nie ukrywajmy, nie jest to ani łatwy ani prosty temat. Taką książkę czyta się powoli, z namysłem. A jednak jestem zachwycona! Autor mistrzowsko opisuje wojnę z punktu widzenia młodego człowieka. Sam jako osiemnastolatek trafił na front zachodni we Flandrii, w Belgii. Doskonale rozumiał rozterki żołnierzy, nieprzygotowanych na okrucieństwa wojny, wyrwanych ze świata marzeń i planów na przyszłość.
„Na Zachodzie bez zmian” najsłynniejsza powieść Remarque’a zachwyca naturalnością, prawdą, stylem. Pokazuje problemy, sytuacje i decyzje, których my współcześni nawet nie potrafimy sobie wyobrazić, a co dopiero stanąć z nimi oko w oko. Tak jak wojna pochłonęła „stracone pokolenie”, tak mnie wciągnęła opowiedziana przez autora historia. Od pierwszej do ostatniej strony, czułam się jakbym stała obok nich i walczyła o życie. Zdecydowanie polecam!